Uszanowanie przyjacielu,
Całkiem niedawno usłyszałem od pewnego „eksperta”, że
najczęstszą przyczyną rozpadów związków/małżeństw jest różnica charakterów. Na
początku nic nie myśląc, nie analizując tego przytaknąłem, ba…poniekąd
zgodziłem się z tym... Jednak wracając dziś po długie wędrówce po umyśle
dotarło do mnie, że to nie jest to do końca prawdą. Dlaczego? Zapraszam do
lektury ;).
Relacje partnerskie, związki są daleko idącym wyrażaniem
między dwoma partnerami, kochankami
interakcji emocji, emocji złożonych czy po prościej mówiąc uczuć.
Relacje te stanowią pewną konstytucyjną część związku. Na nich koncentrujesz
się Ty, na nich koncentruje się Twój partner, to one tworzą związek takim jakim
jest w Twoich oczach. Czasem ten obraz jest pozytywny, czasem negatywny. Można
rzec, że związek jest tak dobry jak dobre są w nim emocje.
Na początku relacji, gdy związku jeszcze nie ma, gdy jesteś
na etapie znajomość – to taka moja nieformalna definicja -, gdy poznajecie się
i tak naprawdę nie wiesz z kim masz do czynienia, często emocje, pociąg, te
wszystkie odczucia są tak mocne, intensywne, że odsyłają nas w krainę
imaginacji, zaburzają nam obraz rzeczywistości. Porównałbym to do jazdy
samochodem wczesnym rankiem, gdy mgła jest tak pełna, tak gęsta ,że można kroić
ją nożem… Wracając do tematu. Mało wiesz Ty, mało wie on/a. Te braki początkowo
zanim jeszcze poznasz bardziej partnera/kę wypełniasz domysłami, (świadomie
bądź nie), czasem okazujesz to w formie : ten uśmiech przypomina mi XYZ -,a
czasem wypełniasz uczuciem, często również wyidealizowanym, utopijnym domysłem
uczucia. W tym też czasie chcesz podobać się drugiej osobie, nie tylko pod
względem pociągania fizycznego, ale również tego tzw. intelektualnego, chcesz
pociągać go/ją podobieństwem poglądów, albo przeciwnością (to skomplikowane –
ale czasem przeciwieństwa się przyciągają), aby to zrobić zakładasz maskę!
Chcesz wypaść jak najlepiej (spokojnie, on/a też chce!)… i to jest „normalne w swej
nienormalności”, ale do pewnego czasu. Bo umówmy się, czasem trzeba troszkę
poudawać „siebie”, przekoloryzować siebie, przekształcić siebie. Tak jak do
pracy/uczelnie/szkołę zakładasz elegancki strój, a w domu relaksujesz się w
dresie czy innym wygodnym stroju… tak i
na początku znajomości zakładasz maskę, ale z czasem musisz ją zdjąć, aby
poczuć się sobą. Na czym polega problem?
Problem zaczyna się wtedy, gdy nie znasz umiaru w zakładaniu
masek i zatracasz siebie. Gdy nakładasz maski drugiej połówce. Gdy nie
odkrywasz siebie zanim relacja wyjdzie poza etap „zauroczenia”. O czym mówię?
Czasem w reportażach, telewizji, czy od znajomych możemy usłyszeć : Ja nie
wiedziałem/am,że on/a jest taka! Po 5 latach nie spodziewałem/am się tego!
Byliśmy z sobą 5 lat… i wszystko jak kamień w wodę, utonęło… [Oczywiście
pomijam tutaj strefę znęcania i patologii, deprywacji szeroko rozumianej, pisze
o zwykłej różnicy poglądów, charakterów...]. Często gdy się wsłuchasz w te
komunikaty, dopytasz… dostaniesz odpowiedź, to zaczęło się po pewnym czasie!
Jak przeanalizujesz i dopytasz jeszcze więcej, to wyciągniesz wnioski, że
problem powstał znikąd!! Od tak…
O co chodzi? Czy o
różnice charakterów? Jak to się stało, że przez 3-5 lat ta osoba nie poznała
charakteru osoby z która żyła? Mogę z dużym prawdopodobieństwem rzec, że któraś
z stron założyła wiele masek, aby się „udało”… aby przypodobać się… i powolutku
zaczęła ściągać to co założył. W momencie gdy zaczęło się walić, to ukazywał
się obraz człowieka który pogubił swe maski i ukazał swoją twarz, a ta druga
strona nie mogła tego wytrzymać, bądź po prostu obydwoje nie potrafili już żyć
z sobą. Czy to można nazwać różnica charakterów, tak, ale nie w tym problem
„rozpadu”. Czy jedna i druga strona wyszłaby poza zauroczenie i pociąg
fizyczny, gdyby ukazali swe twarze, bez masek? Prawdopodobnie NIE.
Zapytasz: A więc nie zakładać masek? To moja rada? Nie, nie
to mam na myśli. Powiedziałbym, że warto założyć maskę, jednak półprzeźroczystą
i powolutku ją ściągać. Równocześnie nie unikać „tych” tematów tabu, tych które
rodzą kontrowersje, poglądów, światopoglądów, religii… polityki… wychowania,
zupełnie wszystkiego… nie zamykać swego obrazu do „otoczki”, ale dać poznać
siebie od wewnątrz, pokazać swój umysł i siebie. Swoje ja… oczywiście nie robić
tego w sposób ostentacyjny i nieprzemyślany na 3 randce J, ale zanim zamieszkasz z kimś
warto już konfrontować się ze sobą nawzajem i prowokować do takich rozmów –
jakkolwiek to brzmi. Czy uchroni to przez rozpadem związku? Może tak może nie,
ale przynajmniej będziesz wiedzieć z kim rozmawiasz. Bo widzieć, a rozumieć to
różne sprawy…
Czasem na koniec dnia liczy się tylko to jak Ty się czujesz…
Pokaż siebie, poznaj swoją druga połówkę… z tym Cię zostawię... bądź sobą.
Udostępniając ten wpis na portalach społecznościowych, zostawiając ślad po sobie (np. komentarz) wspierasz i doceniasz moją pracę.
Udostępniając ten wpis na portalach społecznościowych, zostawiając ślad po sobie (np. komentarz) wspierasz i doceniasz moją pracę.
Pozdrawiam
Antypedagog.
Dużo w tym prawdy. Nakładamy maski, by w swojej ocenie lepiej wypaść, ale one powolutku rujnują nam życie .
OdpowiedzUsuńBardzo miło mi gościć na blogu specjalistów. Dziękuję za komentarz :). Pozdrawiam Serdecznie.
Usuń