5 odpowiedzi, komentarzy, które usłyszałem będąc jeszcze studentem
na kierunku Pedagogika. Odpowiedzi,komentarze,twierdzenia czy przemyślenia (jakkolwiek je nazwać) te sprawiały iż traciłem chęć do nauki, traciłem wiarę w pedagogów i ten zawód.
1)
Absolutny lider według mnie, słyszany
szczególnie na początkowym etapie studiów. Na zajęciach z wykładowcami którzy
poza „wykładem”, chcą troszkę od studentów - dowiedzieć się co spowodowało, iż
Ci ludzie, siedzący przed nim wybrali pedagogikę. Jak odpowiada 90% edukacji
wczesnoszkolnej? „Bo lubię dzieci”, „bo dzieci mnie lubią”… To tak jakby ktoś
poszedł na Politechnikę na studia IT bo lubi grać w gry, albo przesiadywać na
facebooku. Oczywiście w pełni się zgodzę z tym, że to istotny element „pedagoga”,
nauczyciela wczesnoszkolnego, ale czy na pewno najistotniejszy i najważniejszy?
W mojej opinii nie.
2)
Klapsy wychowawcze co prawda zabronione prawnie,
lecz mają jakąś wartość wychowawczą – zasłyszane od profesora pedagogiki z 40
letnim stażem w nauczaniu. Mój komentarz? Po prostu brak słów. Nic w tym
dziwnego, gdyby nie fakt, że społeczeństwo przyzwala również na klapsy
wychowawcze, tworząc z niego „cudowną metodę”. Klapsy stały się „lekiem” na bezstresowe
wychowanie, które mylone jest z brakiem wychowania… stając się przy tym dziś,
synonimem. Dramat i porażka. Tylko to ciśnie mi się nie usta słysząc tych pseudoznawców,
pseudorodziców i pseudopedagogów, którzy twierdzą, że klapsy są „spoko, bo ja
dostałem i całe społeczeństwo dostawało i jest teraz okej” – otóż nie, nie jest
okej.
3)
Dzieci trzeba zmuszać do wystąpień publicznych –
o tym napisałem szerzej w wpisie „problem przedstawienia szkolnego
4)
Metod strachu, kiedyś usłyszałem „dziś, gdy
uczniowie są jacy są, nauczyciel musi być twardy, wymagający i powinien
dokręcać śrubę uczniom - nawet poprzez wywoływanie strachu w nich.(…) To
najlepsza i najefektywniejsza metoda, aby zaktywizować ucznia. Szacunku trzeba
wymagać, wszystkimi DOSTĘPNYMI środkami”.. Komentarz? Można przeczytać w wpisie
…strach jako metoda wychowawcza
5)
Usłyszałem
kiedyś od doktorantki : „Pedagogika to nie jest kierunek dla facetów – jest niemęski.
Kobieta lepiej czuje, lepiej odbiera (…)”
– prawda jest taka, że 95% studentów na kierunku to kobiety, jednak
pedagogika to całkiem męski kierunek. Wręcz powiedziałbym, że jest nisza na rynku
na „facetów pedagogów”. Osobiście uważam, że zarówno kobieta jak i facet radzą
sobie inaczej w różnych aspektach pedagogicznych. Ale czy „inaczej” oznacza
źle? Wydaje mi się, a nawet wiem, że placówki które posiadają tylko wychowawców
jednej płci, gorzej działają i gorzej są odbierane przez wychowanków, niż
placówki, w których jest choć jeden mężczyzna, bądź choć jedna kobieta względem
drugiej płci. Co więcej mam wrażenie, że w niektórych placówkach - szczególnie
tych całodobowych – musi być mężczyzna/kobieta pedagog, jeśli druga płeć
przeważa. Dlaczego? Bo młodzież! Usłyszałem to kiedyś od chłopaka 15-17 lat –
będąc wtedy jeszcze na stażu studenckim -, powiedział on mniej więcej tak „Niektóre
problemy, sprawy mogą pójść do „facetek”, a niektóre powinny iść do faceta (…),
tak po prostu jest, że z niektórymi sprawami się chowamy (…), a one otwierają
oczy jak coś się dzieje dziwnego, a gość wychowawca zrozumiałby. To tak jak w
domu, niektóre rozmowy prowadzisz z ojcem, a niektóre z matką, a tutaj tego nie
mamy… mamy 10 matek. A gdzie ojciec?”. Na całe szczęście rynek weryfikuje to,
szczególnie „młodzi” dyrektorowie placówek, którzy czasem mogą pozwolić sobie
na wybranie wychowawcy/pedagoga… Dlatego też powstała pewna nisza na
mężczyzn-pedagogów. Gdzie? Wszędzie, jako wychowawcy w zakładach zamkniętych,
półotwartych, w domach dziecka, w placówkach opiekuńczych … w szkole! (o zgrozo
skończmy z samymi Pedagożkami), w internatach, bursach.
Udostępniając wpis na portalach społecznościowych, zostawiając ślad po sobie (np. komentarz) wspierasz i doceniasz moją pracę.
Z AntyPedagogicznymi pozdrowieniami
AntyPedagog.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz