Pamiętasz nauczyciela, który wywoływał wśród większości uczniów
strach? Pamiętasz ciszę na zajęciach podczas lekcji z nauczycielem, który
sprawiał iż największy rozrabiaka stawał się spokojny, cichy i nie odzywał się?
Pamiętasz ten strach przed każdymi zajęciami? Tę napiętą atmosferę i
wszechogarniający duszny klimat? Zapraszam do lektury,
przedstawię moją opinie na temat przestarzałych metod nauczania, m.in. techniki strachu.
"Dzisiejsza młodzież jest okropna!!!"
Kilka miesięcy temu uczestniczyłem w dyskusji na temat
dzisiejszej edukacji i postaw nauczycieli wobec uczniów. Usłyszałem
„szczególnie dziś, gdy uczniowie są jacy są, nauczyciel musi być twardy,
wymagający i powinien dokręcać śrubę uczniom - nawet poprzez wywoływanie
strachu w nich. Ponieważ pamiętamy tych złych nauczycieli, poprzez co
zapamiętujemy wiedze przekładaną przez owego „złego” nauczyciela. To najlepsza
i najefektywniejsza metoda, aby aktywizować ucznia. (...) Szacunku trzeba wymagać,
wszystkimi DOSTĘPNYMI środkami”. Nie byłoby w tej opinii nic dziwnego, gdyby
takie zdanie miał/a osoba z poza okręgu,środowiska, gdyby to była opinia laika, osoby
niezwiązanej z nauczaniem. Jednak była to opinia pewnej nauczycielki, pedagoga,
z kilkuletnim stażem, będącej na studiach pedagogicznych w ramach „poszerzenia”
wiedzy. Nie ukrywam, tylko mała część grona osób uczestniczących w dyskusji
poczuła zszokowanie i zażenowanie. Ta opinia stawiła mnie w osłupienie,
poczułem konieczność podzielenia się z Tobą moimi odczuciami. Dodam tylko, że
tę metodę strachu poparło kilka osób, a przynajmniej stwierdziło iż takie
traktowanie ucznia "NA PEWNO ma jakiś walor edukacyjny".
Cóż, o efektywności nauczania w strachu i domniemanego
efektywniejszego zapamiętywania regułek nie zamierzam się wypowiadać zbytnio
rozlegle. Uważam to za absurdalne podejście i niegodne zachowania Pedagoga.
Uważam iż strachem wypracować możemy tylko złe nawyki, lęki, fobie,ale również
sprawić iż uczeń może tylko zrazić się do danego tematu, przedmiotu, a
nawet samej nauki, co w konsekwencji prowadzić może do zaburzenia jego rozwoju
indywidualnego. Czy na tym polega praca Pedagoga? Wątpię. O czym chciałbym więc
wspomnieć? O dzisiejszych nauczycielach w kontekście przemian dzisiejszego
świata. O konieczności uczenia, rozwoju nauczycieli i zaprzestania używania
starych metod i technik uczenia dzisiejszych dzieci i młodzieży.
Dzisiejszy świat podlega dynamicznym zmianą, nie tylko w
kwestii nowinek technicznych, odkryć naukowych, ale również w kwestii tworzenia
i zanikania relacji, więzi i społeczności. Społeczności, które dziś w zupełnie innej skali wpływają na młodego człowieka niż 10, 20 czy 30 lat temu.
Dziś młody
człowiek od początku swoich dni "uczony" jest przez różne media, bombardowany
jest różnymi rodzajami informacji. Tworzone ideały wykreowane na
potrzeby mediów, uczą młodzież zachowań często niepożądanych. W dobie
ogólnodostępnego Internetu, wpływ „tworów medialnych” przybiera ogromną skalę
względem wpływu ideałów sprzed 20 lat. Dostęp do Internetu umożliwia młodzieży szybkie przesyłanie nowinek, trendów, zachowań społecznie nieakceptowalnych
prezentowanych, powielanie złych wzorców ideałów prezentowanych w TV i
Internecie, co skutkuje zmianą zachowań małoletniego, a poprzez zachowanie
pozornej anonimowości, skala problemu rośnie z roku na rok.
Kiedyś to subkultury,
klitki i różnego rodzaju społeczności wpływały na młodzież, zmuszając do
pokazania i przedstawienia siebie, dziś jest to zupełnie inny nadawca, często nadając treści o zupełnie innym charakterze i w innym rozmiarze. W dobie internetu, w
dobie ciągłego oceniania i pozornej wolności słowa, uczeń chce, a nawet musi się
wyróżnić, wyróżnić w tym tłumie informacji. Robi to na zajęciach, przerwach, wolnym czasie, a reszta
klasy wzorując się na przywódcy powiela schemat. Wzór ten powtarzany jest w
wielu klasach, w wielu szkołach, kształtując obraz opinii publicznej iż dzisiejsze dzieciaki nie
posiadają szacunku i są gorsze niż kilkanaście lat starsi koledzy.
Nauczyciele
i starsi zrzucają winę na młodzież, a młodzież na starszych twierdząc iż nie
rozumieją młodzieży – klasyczny przykład różnic pokoleniowych. Cóż, ja nie mogę
bezpośrednio zgodzić się z opinią starszego społeczeństwa - iż jest to wyłącznie wina
młodzieży. Widzę tutaj problem przede wszystkim w specjalistach, w
nauczycielach, wychowawcach, pedagogach – gdyż to oni są specjalistami od wychowania, a młodzież… to
tylko młodzież, nieprzygotowana i zaskoczona zmianami świata. Co mam na myśli?
Dzisiejsi nauczyciele kształcili się w latach 1980-1990, w czasach bez
internetu, bez takiej dynamiki zmian jaką prezentuje dzisiejszy świat.
Nauczyciele Ci często uczeni na studiach i na praktykach, zaadoptowali metody
nauczania starszych kolegów, swoich mentorów. Warsztat pracy, który pogłębili od
mentorów niezupełnie różnił się od młodzieży z którą przyszło im pracować na
początku swojej kariery. Metody te sprawdzały się również w kwestii nie tylko
efektywności, ale również w tamtejszym świecie gdy zaczynali pracować (lata 80-90) i normach przyjętych przez
społeczeństwo. Dało to jasny obraz - skoro przez dwa, czy trzy dekady,
sprawdzają się te metody nauczania to wniosek jest jeden... wychowywać i nauczać trzeba tak dalej. Jednak wydaje mi
się, że to złe podejście, wręcz absurdalne, jednak spotykane. Dziś nauczyciel w tak zmiennych i nieobliczalnych
czasach trzyma się zasad twardo wyuczonych na studiach, Czy ma to dziś rację bytu ? Absolutnie nie. Nauczyciele powtarzają ,że stale się uczą, że to zawód w
którym muszą podnosić swoje kwalifikacje (...) Zgadzam się z tym w 100%, jednak mam
wrażenie iż zostało zatracona zupełnie inna kwestia, kwestia rozwoju nauczania/wychowania względem
panujących dziś zasad na świecie - a nie nauczania i wychowania sensu largo. Mam wrażenie, że główny problem z dzisiejszą młodzieżą
tkwi właśnie w nauczycielach, gdyż nie dobierają metod i technik oddziaływania
na młodzież, adekwatnie do panujących dziś nowości, obyczajów i zasad. A po raz kolejny idąc na studium/studia podyplomowe/kursy czerpią wiedzę od profesorów, których metody wychowawcze działały 40 lat temu... co według mnie tworzy błędne koło i w ten oto sposób, mamy do czynienia z "różnicą pokoleń" i "zdegradowaną młodzieżą".
A Ty co myślisz o metodzie strachu na zajęciach? Czy to
słuszna metoda w dzisiejszych czasach? Jakie masz doświadczenia z nauczycielami/pedagogami?
Z antypedagogicznymi pozdrowieniami
Antypedagog
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz