sobota, 12 marca 2016

Moja historia - czyli spowiedź spalonego, niepoprawnego AntyPedagoga.

Dwu krotnie marzyłem, aby zostać Pedagogiem - za pierwszym razem dałem za wygraną, za drugim podążyłem do celu… aż niestety poznałem ten zawód i zostałem AntyPedagogiem.





Przedstawię Tobie historię swego życia w edukacji. 
Na różnych szczeblach edukacji podczas swego pobytu w różnych szkołach, na praktykach pedagogiczny czy nawet na uczelniach - natrafiłem na kilkudziesięciu nauczycieli, pedagogów, którzy w różnoraki odmienny sposób przekazywali wiedzę, wychowywali i pomagali. Doświadczenia z parametodami, które były stosowane bezpośrednio na mnie oraz te widziane z boku - z perspektywy obserwatora warsztatu pracy pedagoga - sprawiły iż ukształtowałem sobie pewną opinię na temat Pedagogów, dzisiejszej szkoły i edukacji, ale o tym troszkę później. Jak to się wszystko rozpoczęło? Jak to się stało, że wybrałem i skończyłem Pedagogikę?


To pytanie to stały element wałkowany na studiach Pedagogicznych podczas rozmów integracyjnych chyba każdego roku, gdy pada pytanie  „dlaczego pedagogika?”, często powielany jest jeden schemat, a mianowicie: wczesny pociąg do zawodu, szczególnie przedszkole / szkoła podstawowa, chęć pracy z dzieciakami/młodzieżą, pomocy i to mniej więcej wszystko… Ale jak to było dokładnie ze mną? Wszystko zaczęło się od szkoły podstawowej. W czwartej lub piątej klasie okazało się, że lepiej radzę sobie z pewnym przedmiotem niż rówieśnicy. Pewnego razu podczas zajęć kolega poprosił mnie o pomoc, a później zaczęli prosić też inni. Spodobało to mi się, gdyż nauczyciel prowadzący przyzwalał na taką formę pomocy podczas zajęć, a tłumacząc rówieśnikom dostawałem kopa pozytywnej energii -  to wtedy też zrodziła się we mnie myśl : chcę być nauczycielem informatyki! Jednak z biegiem lat zatraciłem tę chęć to marzenie, choć czasem mam wrażenie, że zwyczajnie zapomniałem. Wracając do historii, wszystko zmieniło się w gimnazjum. Będąc w gimnazjum, przeżyłem te tzw. trudne lata w edukacji, doświadczyłem "złych" wrażeń związanych z nauczycielami, wychowawcami, również i rówieśnikami... wszystko to sprawiło, że przestałem lubić szkołę, zwątpiłem w swe możliwości, a sama nauka przestała dawać mi jakąkolwiek satysfakcję. Oczywiście była to też presja rówieśnicza - nikt nie lubił uczyć się w tym wieku. Zapomniałem o celu nauki, o tym kim chcę być w przyszłości - było mi wszystko jedno co będę robić. Znienawidziłem zawód, którego ścieżką chciałem podążać, a samych pedagogów uważałem za zło wcielone.



Wszystko zmieniło się w szkole średniej, w technikum do którego wtenczas uczęszczałem. Pamiętam to dokładnie. Przez pierwszy rok miałem problem z j.polskim, pojawiły się poprawki i nieudane sprawdziany. Nie wiedziałem jak się uczyć, a raczej szczerze mówiąc, nie mogłem się zmusić do tego - zawsze było coś ciekawszego niż nauka, nawet patrzenie na ścianę było produktywniejszym zajęciem niż uczenie się czy czytanie książki. Jednak pewnego dnia podczas zajęć, zupełnie przypadkowo zostałem zapytany o moją opinie na temat tekstu,a dokładniej wiersza. Odpowiadając zupełnie prześmiewczo - gdyż nie miałem pojęcia jaka może być poprawna odpowiedź - zauważyłem błysk w oku nauczycielki, zrozumienie i w rezultacie otrzymałem POCHWAŁĘ. Rozbudziło to we mnie dziwne odczucia, emocje, coś czego nie doświadczyłem od dawna. Obudziła się we mnie żądza wiedzy i zaprezentowania swoich możliwości. W tym momencie, dzięki tej nauczycielce, która zauważyła we mnie "coś" otworzyłem się na naukę. Zacząłem znowu coś lubić, po raz kolejny po kilku latach byłem w czymś dobry. Po roku z ucznia mocno średniego, stałem się uczniem czwórkowo-piątkowym, dlaczego o tym piszę? Gdyż dzięki tej nauczycielce - choć z wielkim bólem określam takim słowem tę Panią (uważam to za ujmę dla tak wybitnej osoby), zacząłem poznawać sam siebie, szukałem ograniczeń związanych z przedmiotem i zacząłem je łamać. Doprowadziło to do sytuacji, iż znowu byłem ponad rówieśnikami i mogłem im przekazywać dyletanckimi metodami swoją wiedzę. Ten rozwój również zauważyła moja nauczycielka. W końcu pod koniec "kariery" w szkole średniej znowu wróciła do mnie myśl – Cholera! Ja chcę uczyć, pomagać, odkrywać tak jak odkryto mnie! Chcę być wychowawcą! Chcę być Pedagogiem!. Tak jak postanowiłem, tak też zrobiłem. Rozpocząłem studia pedagogiczne na dwóch specjalizacjach nienauczycielskich. Mimo protestów rodziny i drwin ze strony środowiska rówieśniczego – ze szkoły technicznej poszedłem na studia pedagogiczne - postanowiłem nie ugiąć się pod naciskiem i zostać Pedagogiem, wychowawcą. Jednak to dopiero na studiach zrozumiałem jak bardzo wpłynęła na mnie moja Pani Przewodnik - o której często usłyszycie w tym blogu. Zrozumiałem wiele metod, technik oraz narzędzi jakimi pracowała Pani Przewodnik. Jednakże nie zawsze było tak kolorowo, nie wszyscy nauczyciele byli tacy. Mogę oszacować iż miałem do czynienia z kilkudziesięcioma nauczycielami podczas mojej kariery i spotkałem tylko jednego przewodnika i dwóch nauczycieli, którzy powinni się właśnie tak tytułować. Pewnie myślisz, że jestem rozgoryczony, wściekły, że to tylko moje doświadczenia i nie wszędzie tak jest...  i wiesz co? masz rację, lecz tylko co do pierwszej części. Jestem zawiedziony poziomem jaki prezentowali nauczyciele w sferze wychowawczo-pomocowej podczas mojej edukacji. Jestem wściekły i czas to pokazać. Dlaczego zdecydowałem się to pokazać? Bo podczas rozmów z studentami (teraz również pedagogami, nauczycielami), podczas praktyk w szkołach, zauważyłem iż ten schemat się powiela... to wręcz norma w dzisiejszej edukacji.



Dlaczego więc AntyPedagog? Dlaczego staje naprzeciw Pedagogom z mieczem w dłoni w postaci słów? Odpowiedź jest prosta, wszystkie osoby pracujące w szkołach i instytucjach wychowawczo-edukacyjnych nazywani są nauczycielami, mianują się samozwańczo pedagogami i wychowawcami. A doświadczenia - nie tylko moje - ale również i setek tysięcy dzieci wskazują jasno :  w dzisiejszych czasach nauczyciele nie spełniają swojej funkcji! Z moich doświadczeń nie tylko szkolnych, ale i również pobytu w gronie nauczycielskim, stwarzają jasny obraz według którego, Ci pedagodzy, nauczyciele nie powinni zostać nigdy tak nazwani. Dlaczego tak sądzę? O tym opowiem w kolejnych blogach. 
Sam zawód i słowo "Pedagog" z dnia na dzień traci na wartości, powoli staje się przeciwieństwem wartości które powinno strzec i prezentować z znaczenia.  Postanowiłem więc, nie chcę być pedagogiem, nie chcę być nauczycielem, nie chcę być utożsamiany z resztą, jestem AntyPedagogiem, chcę być Przewodnikiem!!!

z AntyPedagogicznymi pozdrowieniami,
AntyPedagog

Post Scriptum: Zdaję sobie sprawę z nurtu Antypedagogiki. Nie przedstawiam  i nie kieruję się poglądami przedstawionymi przez ten nurt. AntyPedagog, ma dla mnie zupełnie inny wydźwięk i charakter, z czym Państwo absolutnie nie musicie się zgadzać, jednak ja mam prawo nazywać się jak chcę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz