środa, 23 marca 2016

Problem przedstawienia szkolnego.

Pamiętam ten dzień kiedy uświadomiłem sobie, że mam problem.
Parę lat temu, jeszcze na studiach licencjackich zapisałem się na warsztaty z nauczania poprzez sztukę. Pamiętam jak dziś słowa wykładowcy -  również nauczyciela w szkole artystycznej, które brzmiały mniej więcej tak, „każde dziecko musi brać udział w przedstawieniach szkolnych (…) to rozwija, buduje poczucie pewności, poprawia zdolności komunikacji, przełamuje strach (…), jeśli zachęta w postaci aprobaty, oceny nie skutkuję, powinniście starać się przekonać każdego ucznia do udziału w spektaklu za wszelką cenę, trzeba zmusić (…) w każdym spektaklu powinna brać udział cała klasa bez wyjątków”… Ta sytuacja zapisała się w mojej pamięci wyraźnie i klarownie. Oczywiście jak pewnie przypuszczasz, kompletnie nie zgadzałem się z tym zdaniem. Czy wywołała oburzenie studentów? W większości nie, lecz głosy niezgody pojawiały się po zajęciach podczas rozmów – na całe szczęście. Dlaczego tym piszę? Doświadczyłem tego i mam wrażenie, że nie tylko w mojej szkole podstawowej ta metoda była stosowana. Zapraszam Ciebie do lektury z serii doświadczenia AntyPedagoga.



Pamiętam swoją szkołę podstawową dość dokładnie. Była to stosunkowo mała, wiejska szkoła w której większość rodziców, nauczycieli i dzieci znała się od dawna. Pamiętam sposób wywierania nacisku na uczniów w jaki wychowawcy każdego roku nakłaniali „dobrowolnym-przymusem” swoje klasy, aby przedstawiali scenki podczas apeli, spotkań z rodzicami czy ważnych uroczystości. Mimo iż swoje pierwsze wystąpienia miałem w przedszkolu to w pamięci zapadły mi Jasełka zorganizowane parę lat później, w 2-3 klasie podstawowej. Jak to się stało, że trafiłem na spektakl w roli aktora? 


Na lekcji religii, katechetka zaproponowała naszej klasie wystąpienie podczas apelu przed przerwą świąteczną. Zachęcony dobrą oceną oraz tym, że wszyscy moi koledzy zgłosili się ,aby „zagrać” królów, bez zastanowienia zgłosiłem się na ochotnika – zostałem jednym z pastuszków, cóż, chciałem być królem, ale miejsca już nie było, ale to zupełnie bez związku. Pamiętam uczenie się tekstu, późniejsze próby i rozrabianie podczas nich. Wszystko szło świetnie, aż do tego dnia w którym zrozumiałem, że coś jest ze mną nie tak jak powinno.  Podczas „entej” próby, gdy już prawie wszyscy opanowali swe teksty, a sama próba szła jak po maśle, coś się stało gdy przyszła moja kolej … zablokowałem się, zaciąłem i nie mogłem wypowiedzieć słowa. Nie wiedziałem co się dzieje ze mną, czułem się świetnie, a jednak nic nie mogłem powiedzieć, nawet wydusić z siebie żadnego dźwięku. Doznałem paraliżu słownego, pamiętam chęć powiedzenia słowa, tak mocno chciałem to powiedzieć, ale nie mogłem... to był horror. Wtedy katechetka powiedziała „Teraz Twoja kolej Antypedagog” myśląc, że „zaspałem” i zgubiłem się podczas próby, lecz ja nie mogłem nadal wypowiedzieć tej frazy… utknąłem w bloku. Pamiętam, że po chwili katechetka musiała założyć, że zapomniałem tekstu, bo podsunęła mi tekst do czytania, ale i to nie pomogło. Wtedy po raz pierwszy całkowicie intuicyjnie - gdy koledzy zaczęli się śmiać, że nie umiem czytać, że nie zapamiętałem tej linijki tekstu… zakamuflowałem swój problem. Pamiętam to dokładnie. Powiedziałem Katechetce, że nie chcę tego tekstu i po chwili "zmagań" z moim uporem, większą część mojego tekstu przejął kolega z ławki, a reszta tekstu przypadła mi, którą  swoją drogą wypowiadałem już płynnie. Przedstawienie, jasełka, wyszły dobrze, były oklaski i gratulacje. Cieszyłem się jak to młody człowiek, że biją mi brawa, ale jednak coś się we mnie zmieniło, coś zrozumiałem. Zastanawiasz się pewnie, skoro wszystko skończyło się dobrze to w czym problem? Z wychowawcami w późniejszych latach w szkole podstawowej nie było już tak dobrze. Nie byłem słabym uczniem, ani wybitnym, lecz z chłopców byłem tym „lepszym”, powyżej średniej. Dlatego też wychowawca na każdym przedstawieniu chciał zarzucać mnie tekstami strasznie długimi, mimo moich sprzeciwów i wyraźnej niechęci podczas każdej próby wrzucenie mnie do przedstawień. Będąc młodą osobą, niedoświadczoną i mającą na uwadze oceny, często dawałem się zmuszać. A sami Pedagodzy używali metod „perswazji”, które dziś nazwałbym zastraszaniem i szantażem – „jeśli nie będziesz brać udziału w przedstawieniu dostaniesz zachowanie nieodpowiednie” „Nie możesz liczyć na lepszą ocene niż X” „Będę musiała zadzwonić do rodziców”. Pamiętam też sytuację, w której wychowawca nie miał już ochoty rozdysponowywać nam ról i dzielić tekst, gdy ktoś chciał mniej lub więcej – znając również moją stałą reakcje próbą buntu… stwierdził, że ma zająć się tym klasa – każda osoba miała dostać tekst i wszyscy mieli coś przedstawiać, ponieważ w przeciwnym wypadku (…). W konsekwencji wpływ nauczyciela na klasę spowodował natychmiastową negatywną reakcję klasy - w formie utworzenia nieprzyjemnych relacji.

Natychmiast oberwało mi się przycinkami słownymi,  bezsilny wobec wpływu 20 osób zmuszony byłem podjąć obowiązek przyjęcia tekstu i roli. Jak radziłem sobie z tekstami? Przeważnie modelowałem tekst po kilka godzin, usuwając i zamieniając słowa w roli, nie ukrywam była to straszna katorga, często gdy już wymodelowałem tekst myśląc,że jest już wszystko okej.... podczas próby okazywało się, że jednak są jeszcze „problemy” z mówieniem. Wtedy powtarzałem całą formułę modelowania  – kilka razy udało się, lecz był i przypadek w której tekst musiał być idealnie przedstawiony - historyczna forma tekstu musiała zostać zachowana. Odgrywałem rolę kosyniera, było tam kilka wyrazów które powodowały bloki i powtarzanie. Będąc już kompletnie załamany, mając przed sobą wizję zniszczenia swego życia poprzez bloki, przypadkowo zauważyłem, że lepiej czytam sam tekst, aniżeli "czytam z pamięci". Wtedy też wpadłem na pomysł iż nakleję na kosę w miejscu gdzie nikt nie widzi, ściągę – cały wydrukowany tekst roli. Po raz kolejny udało mi się. Tak dotrwałem do ostatniej klasy podstawowej. 


W ostatniej klasie podstawowej znowu musiałem odgrywać rolę, tym razem ojca. Był to czas, gdy bloki, zacięcia i powtarzanie nasiliły się, głównie za sprawą nieprzychylnej klasy, a przede wszystkim Pedagogów (o czym opowiem w innym blogu). Nie mając pomysłu jak poradzić sobie z problemem, ciągły stres, ciągłe nerwy spowodowały ,że nie mogłem spać po nocach, zacząłem jąkać się jeszcze bardziej itd… rozwiązanie problemu przyszło same, podczas zabawy uświadomiłem sobie, że jeśli szepczę to nie zacinam się. Postanowiłem więc szeptać na próbach na tyle głośno, aby mnie słyszano. „Genialny” pomysł szybko poległ w gruzach, Pedagog szybko doprowadził mnie do „równowagi”. Kolejne dni, kolejne noce w nerwach i ciągłym stresie, spowodowały konieczność znalezienia rozwiązania. Eureka wpadła na kilka dni przed występem, gdy trzeba było już znać tekst - który swoją drogą, znałem dwa dni po przydzieleniu roli – musiałem opanować tekst szybko i idealnie, aby nie denerwować się pamięcią. Podczas próby z mikrofonem usłyszałem swój głos w głośnikach, był grubszy i dziwny, taki jakby nie mój… postanowiłem więc „mówić jak dorosły”, co tym razem spodobało się wychowawczyni, gdyż rola ojca temu sprzyjała. Po raz któryś dałem radę, zmiana tembru głosu podziałała, nie jąkałem się – takich tricków wymyśliłem setki… kiedyś o nich opowiem. Przedstawienie po raz kolejny wypadło znośnie,a ja przez kilka tygodni odczuwałem skutki "zejścia" stresu.

Po co więc to wszystko skoro sobie z tym „poradziłem”? Nie wszystkie przedstawienia okazały się „sukcesem” dla mnie. Były i takie, które były osobistą porażką, po których odczuwałem i przeżywałem chronicznie to samo przez miesiące, a nawet i lata, czując przy tym upokorzenie, wstyd, frustracje, winiąc siebie za tę niepłynność, a nawet reagując destruktywnie – absolutnie rówieśnicy nie dawali mi w kość po tych porażkach, ale tkwiło to w umyśle 12 latka. Dlatego "poradziłem" to zbyt duże słowo, nad wyrost powiedziane. Powiedziałbym, że przetrwałem te pokazy, jakimś cudem przetrwałem. Powiedziałbym, że stres, nerwy i emocje które towarzyszyły mi podczas tych „przedstawień”, sprawiły nieodwracalne zmiany we mnie. Fobie, lęki i nerwice które mimo iż niezdiagnozowane, trwają ze mną do dziś, chronicznie powracające w trudnych chwilach, oczywiście w formie przekształconej, rozwiniętej – co oczywiste wspomnienia mimo iż trudne sprzed kilkunastu lat nie mają już takiej siły, ale wtedy dawały w kość.
 
Po co więc ten blog? Jaką ma wartość poza moimi wspomnieniami i ukazaniem problemu? W dzisiejszym świecie każdy ma smartphona, tabletu czy jakiekolwiek urządzenie do nagrywania. Nagrać wystąpienie nie jest żadnym problemem nawet dla ucznia. Wyobraź sobie teraz, że jesteś ośmieszony, zawstydzony, sfrustrowany i załamany po występie w którym słowa nie możesz wydusić, a następnego dnia rówieśnicy pokazują Ci ciągle Twój występ. Wyobraź sobie, że w najlepszym wypadku nie dajesz poznać po sobie, że przeszkadza Ci swoje wystąpienie i po kilku tygodniach masz już spokój, jakby to na Ciebie się odcisnęło? A jakby rówieśnicy zauważali, że uwiera to Tobie? W dzisiejszym świecie facebooka, stajesz się szybko memem, zakładają Ci „FANpage”, w którym jest Twoja podobizna z śmiesznymi wpisami i cała klasa, cała szkoła śmieje się z Ciebie. Masz 10-11 lat… i co teraz? Pewnie pomyślałeś/aś, że nie brał/abyś tego do siebie, albo powiedział/abyś rodzicom, wychowawczyni, ale to Twoja opinia o sytuacji z perspektywy Twego aktualnego wieku. Cofnij się do podstawówki, do podstawówki w której „kable” „skarżypyty” „konfidenci” nie są lubiani i często daje im to w kość. Będąc w sytuacji bez wyjścia próbujesz radzić sobie sam i przetrwać… w społeczeństwie w którym panuje przekaz i obraz, że chłopcy nie płaczą i są twardzi, w społeczeństwie w którym nie można dzielić się wszystkim z nadzorcami bo konsekwencje mogą być złe. Ile byś wytrzymał/a? 

 
Dlatego apeluję do wszystkich pedagogów, ale i również rodziców. Jeśli Twój uczeń, uczennica, syn, córka, nie chcą brać udziału w przedstawieniu, pozwólcie mu wybrać, to jego decyzja! Nie wywierajcie na nim presji, nie każdy urodził się aktorem, oratorem, ktoś może się wstydzić, ktoś może rumienić, a ktoś może niepłynnie mówić…Zapytaj pociechę przed następnym wystąpieniem,czy naprawdę chce wystąpić. Jeśli nie, to broń go, od tego jesteś.
Problemy są różne, dziś przedstawiłem Ci po raz kolejny sytuację z perspektywy niepłynności mowy, ale równie dobrze możesz odnieść to do sytuacji w której dziecko nie chce przedstawiać, bo zwyczajnie nie czuje się na siłach. Przecież i Ty również nie jesteś ideałem i nie potrafisz robić wszystkiego. Napisz mi co Ty o tym sądzisz drogi czytelniku. Czy przedstawienia są tak ważne dla edukacji i wychowania, dlatego każdy uczeń musi przez to „przejść”?

Uszanowanie
AntyPedagog.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz